Warning: Undefined array key 1 in /customers/e/b/9/twojsukcesuk.co.uk/httpd.www/plugins/system/k2/k2.php on line 702 Chcieli wyrzucić moje dziecko ze szkoły
11232024Sat
AktualizacjaTue, 05 Apr 2022 10am

Mama i dziecko

Chcieli wyrzucić moje dziecko ze szkoły

Article Index

Trzy lata po niezwykle burzliwej przeprawie z dyrekcją pewnej szkoły podstawowej w północno-wschodniej Anglii zdecydowałam się opowiedzieć wszystkim Polakom w UK, jak walczyłam o prawa mojego dziecka, ile osób zaangażowałam w moją walkę i jak poruszyłam prawie niebo i ziemię, ale sukces osiągnęłam – moje dziecko nadal chodzi do tej szkoły i jest postrzegane zupełnie inaczej niż w roku 2009.

W kwietniu owego roku dyrekcja angielskiej szkoły chciała wyrzucić mojego syna ze szkoły. Powodem było jego ponoć antyspołeczne zachowanie. Zanim jednak zaczną Państwo snuć domysły, jak okropnie musiało się moje dziecko zachowywać w szkole, proszę wziąć pod uwagę, że mój Michałek miał wtedy cztery i pół roku.

Mój synek zaczął uczęszczać do szkoły po ukończeniu trzeciego roku życia. Szkoła prowadziła bowiem zajęcia dla trzy- i czterolatków w wymiarze 12,5 godzin tygodniowo (codziennie 2,5 godziny). Michałek był jedynym dzieckiem w grupie, a nawet w całej szkole, dla którego angielski był językiem obcym. Nie to było jednak źródłem kłopotów, ponieważ od małego miał kontakt z angielskim – w domu używaliśmy obu języków, mieliśmy anglojęzycznych znajomych, oglądaliśmy tylko angielską telewizję, a Michał uczęszczał wcześniej w Anglii na zajęcia grupy rówieśniczej.

Głuchy?

Owszem, faktem jest, że idąc do szkoły słabo mówił po angielsku. I tu zaczęła się nasza droga przez mękę i nieustanne wymyślanie przez niekompetentne osoby diagnoz. Jedna z nich zakładała na przykład, że Michałek jest głuchy. Nie pomagały moje tłumaczenia, że po pierwsze miał sprawdzany słuch jeszcze w Polsce, zaraz po porodzie i to najnowocześniejszym sprzętem do testowania słuchu noworodków; a po drugie, że w domu pięknie śpiewał, nucił bardzo czysto piosenki i muzykę z reklam lub bajek, reagował na dźwięki, muzykę prawidłowo i błyskawicznie.

Półtora roku czekałam na oficjalne obalenie tej teorii przez badanie słuchu na angielskiej ziemi. Dopiero glejt od angielskiego audiologa poskutkował.

Bez wyobraźni?

Ale była też inna diagnoza i inny zarzut wobec mojego Michała. Według angielskiej opiekunki z nursery Michał nie ma wyobraźni. Jak do tego doszła pani, która nota bene nie ma ukończonych żadnych studiów, nawet licencjackich, a uczy 30-osobową grupę trzy-, czterolatków? Otóż według niej o braku wyobraźni świadczy niechęć Michała do udziału w zabawach w przebieranie się i odgrywanie różnych scenek. Co ja na to mogę, że moje dziecko nie widziało nic przyjemnego w ubieraniu brudnawych ubranek i zawszonych peruk...

Zresztą jego higiena od początku pobytu w nursery nie była dawana innymi dzieciom (zasmarkanym po pas) za wzór, ale wyśmiewana. Już w pierwszym tygodniu jego pobytu w szkole usłyszałam, że Michał więcej czasu spędza w łazience myjąc ręce niż na sali i że najłatwiej było mu zrobić zdjęcie do dokumentacji szkolnej właśnie przy tej czynności. Informację tę przekazano mi z ironią i kpiną.Ale nie to było najgorsze.

Antyspołeczny?

Po roku uczęszczania Michała do nursery złożyłam podanie o przyjęcie go do tej szkoły. Nie miałam innego wyboru – to przecież jego rejon, jedyna szkoła w naszej miejscowości, no i znani koledzy i budynek. Dziwnym zbiegiem okoliczności, zaraz po oddaniu formularza, nowa pani wyskoczyła z kolejną diagnozą – Michał jest aspołeczny, a nawet przejawia zachowania antyspołeczne. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom! Mój synek, który prawie płakał, gdy tylko słyszał płaczące dziecko? Mój synek, który młodszemu koledze oddawał do zabawy swoje najlepsze i najnowsze zabawki?

Właśnie dlatego, że znałam moje dziecko z zupełnie innej strony, zażyczyłam sobie, że chcę zobaczyć, jak się moje dziecko zachowuje w szkole. Najpierw szkoła robiła uniki, mówiąc, że aby przyjść i obserwować dziecko w szkole w obecności nauczyciela czy innego pracownika szkoły muszę mieć zaświadczenie o niekaralności. W tym momencie zaczęłam szukać kontaktów w wydziale edukacji mojego councilu. Na stronie internetowej znalazłam informacje o partnerze rodziców w sporach ze szkołą – Parent Support Partner. Skontaktowałam się z tą osobą e-mailowo, wyjaśniła sprawę i zapytałam o swoje prawa. W odpowiedzi uzyskałam konkretny przepis prawny, regulujący sprawę odwiedzin obcych osób w szkole. Wydrukowałam go i wiedząc, że prawo stoi po mojej stronie, zażądałam ponownie umożliwienia obserwacji zajęć z udziałem mojego syna.

Dyrekcja ostatecznie zgodziła się na to, ustalając jednak dokładnie dzień i porę oraz długość tej obserwacji – 20 minut maksymalnie i to na początku zajęć. Te 20 minut wystarczyły mi jednak, żeby zaobserwować i zanotować, jak sprawy wyglądają. Z notatkami poszłam prosto do dyrektora i „wygarnęłam” mu wszystko.


Przeprawa z dyrektorem

Rozmowa zaczęła się od informacji dyrektora, że Michał przejawia zachowania antyspołeczne i zostanie usunięty ze szkoły. Byłam już jednak przygotowana na taki obrót sprawy. Mimo to, w trakcie całej rozmowy z dyrektorem byłam kulturalna i stanowcza. Na dodatek doskonale uzbrojona w argumenty. Zaczęłam od hasła i materiałów „Every child matters” (Liczy się każde dziecko), które zresztą wcześniej dostałam właśnie w tej szkole. Ale najważniejsze były moje obserwacje z tych 20 minut. A co tak właściwie zaobserwowałam?

Gdy Michał tylko wszedł na salę i zbliżył się do jednego ze stolików, koledzy z grupy nie przywitali go, tylko od razu poskarżyli się pani, krzycząc do niej „Proszę pani, proszę pani, Mikey zbliżył się do naszego stolika.” Nauczycielka nie zareagowała na to wcale, nawet nie przejęła się tym, że obserwuję sytuację. Mój synek zrażony zaś takim zachowaniem poszedł w inny kąt sali, pobawić się zabawkami w samotności. Po chwili, skoro już wszystkie dzieci dotarły na zajęcia, nauczycielka zaprosiła je na dywan i zaczęła zajęcia ruchowo-muzyczne. Dopiero po chwili zauważyła, że Michał dalej bawi się sam w kącie. Zawołała go, zapraszając do zabawy w kółku. Gdy Michał zbliżył się jednak i pani chwyciła go za jedną rękę, dziewczynka, która do tej pory w zabawie trzymała panią za rękę, odmówiła podania dłoni Michałkowi. Schowała ją za siebie i tyle.

Opowiedziałam dyrektorowi obie sytuacje, podając imiona dzieci, które w ten sposób się wobec Michała zachowały i wyjaśniłam, że to dzieci są antyspołeczne wobec Michała, a nie on wobec nich. Od tej chwili byłam wrogiem publicznym szkoły numer jeden. Tak przynajmniej mnie odbierano przez najbliższe kilka miesięcy.

Za ciosem

W tej sytuacji nie miałam już nic do stracenia. Ponownie skontaktowałam się z rzecznikiem praw rodzica. Umówiłyśmy się na rozmowę u mnie w domu. W trakcie spotkania przedstawiłam pani z councilu całą historię, ale pokazałam też nasz dom, prace i zabawki Michałka, opowiedziałam o rodzinie. Tak się rozgadałyśmy, że już musiałam iść odebrać synka ze szkoły, a rozmowa jeszcze nie była skończona. Pani z councilu zaproponowała więc, że mnie odprowadzi do szkoły i zaczeka na mnie tam chwilę. To przypadkowe zdarzenie stało się kolejnym moim krokiem do zwycięstwa. A to dlatego, że chociaż przedstawicielka councilu nie wchodziła do budynku szkoły, a czekała przed bramą, została rozpoznana przez pracowników szkoły, którzy w ten sposób przekonali się, że ja nie zasypuję gruszek w popiele. że walczę dalej i to na coraz wyższym szczeblu. Bo tak było w istocie.

Zmiany

Dziwnym zbiegiem okoliczności wkrótce zmieniła się w szkole dyrekcja. Z nową dyrekcją spotkałam się od razu na początku nowego roku szkolnego i zaczęliśmy partnerską współpracę na – co tu dużo mówić – moich warunkach. Michał rozpoczął więc naukę w zerówce (reception) od tego, że otrzymał indywidualne wsparcie w postaci osoby opiekującej się nim w szkole. Do szkoły przychodziła ponadto pani logopeda (language and speech therapist) pracować nad mową Michałka. Zajęli się nim też psycholog edukacyjny i pediatra, który tutaj, w przeciwieństwie do Polski nie zajmuje się każdym dzieckiem, ale tylko wyjątkowymi przypadkami.

Autystyczny?

Właśnie pediatra podczas badań zasugerował, że Michał może cierpieć na autyzm. Słaby kontakt wzrokowy z rozmówcą, opóźniona mowa niby to sugerowały, ale z drugiej strony nie widziałam w nim typowych zachowań autystycznych, na przykład unikania kontaktu cielesnego czy nierozumienie uczuć innych. Wręcz przeciwnie. Michał  uwielbiał i uwielbia tulić się, przeżywa ogromnie płacz innych dzieci, dostrzega smutek i martwi się, gdy ktoś jest zmartwiony. No ale podobno autyzm ma wiele postaci. Dlatego też zgodziłam się na kolejne badania pod okiem światowej klasy specjalistki do spraw autyzmu, która prowadzi swój ośrodek w Newcastle.

W styczniu 2011 roku Michał został przyjęty do tego ośrodka na dwa dni zajęć w tygodniu. W poniedziałki, czwartki i piątki chodził do swojej „dużej” szkoły, a we wtorki i środy – do „małej”. W „małej” szkole nie tylko miał do czerwca 2011 roku specjalistyczne zajęcia, ale też dalsze testy.

Ale inteligentny!

Właśnie te testy z jednej strony potwierdziły, że Michał cierpi na autistic spectrum disorder, a z drugiej, że jest bardzo inteligentny – IQ 140. Kompleksowa kilkunastostronicowa analiza pani profesor stała się niemal Biblią dla szkoły. Wszyscy nagle uwierzyli, że Michał ma potencjał, że przy odpowiedniej pracy może naprawdę wiele osiągnąć. Szkoła zadeklarowała dalsze wsparcie – osobę indywidualnie opiekującą się Michałem przez cały dzień przez wszystkie kolejne lata.

To co najważniejsze

A co z zachowaniami antyspołecznymi? Trzy lata po tych zarzutach Michałek, który ma teraz 7,5 roku, jest szkolną gwiazdą i ulubieńcem pracowników szkoły i kolegów. Pani stop codziennie wyjątkowo serdecznie się z nim wita. Cały czas wspomina i roztkliwia się opowiadaniem, jak to Michał wręczył jej zerwaną właśnie na trawniku stokrotkę. Na ulicy, w sklepie, na podwórku dzieci wołają za Michałkiem „Mikey, Mikey”, przytulają go, zaczepiają przyjaźnie. Ostatnio, gdy jego szkolny house wygrał w konkursie wycieczkę, koledzy z najstarszej klasy prosili nauczyciela, żeby pozwolił Michałowi siedzieć z nimi z tyłu autobusu, w ostatnim rzędzie.

Poza tym całe nasze zmaganie pokazuje, że jeśli rodzic nie będzie walczyć o dziecko i jego prawa, to nikt za niego tego nie zrobi. Owszem, nie było to przyjemne i łatwe. Ale warto było! Moje dziecko jest szczęśliwe, doskonale się teraz rozwija i nadrabia stracone przez nieudolnych pseudonauczycieli lata.

Elżbieta Ślebzak

Jeśli masz ciekawą historię do opowiedzenia, skontaktuj się z naszą redakcją e-mailowo lub telefonicznie:

e-mail: This email address is being protected from spambots. You need JavaScript enabled to view it.

numer telefonu: 01670 33 65 44 (od poniedziałku do piątku od 9.00 do 17.00)

REKLAMA

Kalendarz kursów księgowych firmy Polish Matters Consulting Limited

7 marca - 2020
Praktyczna księgowość firmy Limited Edynburg, cz. 1 Więcej informacji »
8 marca- 2020
Praktyczna księgowość firmy Limited Edynburg, cz. 2 Więcej informacji »

Cookies

Najnowsze i najpopularniejsze

  • Najnowsze

  • Najpopularniejsze