Przeprawa z dyrektorem
Rozmowa zaczęła się od informacji dyrektora, że Michał przejawia zachowania antyspołeczne i zostanie usunięty ze szkoły. Byłam już jednak przygotowana na taki obrót sprawy. Mimo to, w trakcie całej rozmowy z dyrektorem byłam kulturalna i stanowcza. Na dodatek doskonale uzbrojona w argumenty. Zaczęłam od hasła i materiałów „Every child matters” (Liczy się każde dziecko), które zresztą wcześniej dostałam właśnie w tej szkole. Ale najważniejsze były moje obserwacje z tych 20 minut. A co tak właściwie zaobserwowałam?
Gdy Michał tylko wszedł na salę i zbliżył się do jednego ze stolików, koledzy z grupy nie przywitali go, tylko od razu poskarżyli się pani, krzycząc do niej „Proszę pani, proszę pani, Mikey zbliżył się do naszego stolika.” Nauczycielka nie zareagowała na to wcale, nawet nie przejęła się tym, że obserwuję sytuację. Mój synek zrażony zaś takim zachowaniem poszedł w inny kąt sali, pobawić się zabawkami w samotności. Po chwili, skoro już wszystkie dzieci dotarły na zajęcia, nauczycielka zaprosiła je na dywan i zaczęła zajęcia ruchowo-muzyczne. Dopiero po chwili zauważyła, że Michał dalej bawi się sam w kącie. Zawołała go, zapraszając do zabawy w kółku. Gdy Michał zbliżył się jednak i pani chwyciła go za jedną rękę, dziewczynka, która do tej pory w zabawie trzymała panią za rękę, odmówiła podania dłoni Michałkowi. Schowała ją za siebie i tyle.
Opowiedziałam dyrektorowi obie sytuacje, podając imiona dzieci, które w ten sposób się wobec Michała zachowały i wyjaśniłam, że to dzieci są antyspołeczne wobec Michała, a nie on wobec nich. Od tej chwili byłam wrogiem publicznym szkoły numer jeden. Tak przynajmniej mnie odbierano przez najbliższe kilka miesięcy.
Za ciosem
W tej sytuacji nie miałam już nic do stracenia. Ponownie skontaktowałam się z rzecznikiem praw rodzica. Umówiłyśmy się na rozmowę u mnie w domu. W trakcie spotkania przedstawiłam pani z councilu całą historię, ale pokazałam też nasz dom, prace i zabawki Michałka, opowiedziałam o rodzinie. Tak się rozgadałyśmy, że już musiałam iść odebrać synka ze szkoły, a rozmowa jeszcze nie była skończona. Pani z councilu zaproponowała więc, że mnie odprowadzi do szkoły i zaczeka na mnie tam chwilę. To przypadkowe zdarzenie stało się kolejnym moim krokiem do zwycięstwa. A to dlatego, że chociaż przedstawicielka councilu nie wchodziła do budynku szkoły, a czekała przed bramą, została rozpoznana przez pracowników szkoły, którzy w ten sposób przekonali się, że ja nie zasypuję gruszek w popiele. że walczę dalej i to na coraz wyższym szczeblu. Bo tak było w istocie.
Zmiany
Dziwnym zbiegiem okoliczności wkrótce zmieniła się w szkole dyrekcja. Z nową dyrekcją spotkałam się od razu na początku nowego roku szkolnego i zaczęliśmy partnerską współpracę na – co tu dużo mówić – moich warunkach. Michał rozpoczął więc naukę w zerówce (reception) od tego, że otrzymał indywidualne wsparcie w postaci osoby opiekującej się nim w szkole. Do szkoły przychodziła ponadto pani logopeda (language and speech therapist) pracować nad mową Michałka. Zajęli się nim też psycholog edukacyjny i pediatra, który tutaj, w przeciwieństwie do Polski nie zajmuje się każdym dzieckiem, ale tylko wyjątkowymi przypadkami.
Autystyczny?
Właśnie pediatra podczas badań zasugerował, że Michał może cierpieć na autyzm. Słaby kontakt wzrokowy z rozmówcą, opóźniona mowa niby to sugerowały, ale z drugiej strony nie widziałam w nim typowych zachowań autystycznych, na przykład unikania kontaktu cielesnego czy nierozumienie uczuć innych. Wręcz przeciwnie. Michał uwielbiał i uwielbia tulić się, przeżywa ogromnie płacz innych dzieci, dostrzega smutek i martwi się, gdy ktoś jest zmartwiony. No ale podobno autyzm ma wiele postaci. Dlatego też zgodziłam się na kolejne badania pod okiem światowej klasy specjalistki do spraw autyzmu, która prowadzi swój ośrodek w Newcastle.
W styczniu 2011 roku Michał został przyjęty do tego ośrodka na dwa dni zajęć w tygodniu. W poniedziałki, czwartki i piątki chodził do swojej „dużej” szkoły, a we wtorki i środy – do „małej”. W „małej” szkole nie tylko miał do czerwca 2011 roku specjalistyczne zajęcia, ale też dalsze testy.
Ale inteligentny!
Właśnie te testy z jednej strony potwierdziły, że Michał cierpi na autistic spectrum disorder, a z drugiej, że jest bardzo inteligentny – IQ 140. Kompleksowa kilkunastostronicowa analiza pani profesor stała się niemal Biblią dla szkoły. Wszyscy nagle uwierzyli, że Michał ma potencjał, że przy odpowiedniej pracy może naprawdę wiele osiągnąć. Szkoła zadeklarowała dalsze wsparcie – osobę indywidualnie opiekującą się Michałem przez cały dzień przez wszystkie kolejne lata.
To co najważniejsze
A co z zachowaniami antyspołecznymi? Trzy lata po tych zarzutach Michałek, który ma teraz 7,5 roku, jest szkolną gwiazdą i ulubieńcem pracowników szkoły i kolegów. Pani stop codziennie wyjątkowo serdecznie się z nim wita. Cały czas wspomina i roztkliwia się opowiadaniem, jak to Michał wręczył jej zerwaną właśnie na trawniku stokrotkę. Na ulicy, w sklepie, na podwórku dzieci wołają za Michałkiem „Mikey, Mikey”, przytulają go, zaczepiają przyjaźnie. Ostatnio, gdy jego szkolny house wygrał w konkursie wycieczkę, koledzy z najstarszej klasy prosili nauczyciela, żeby pozwolił Michałowi siedzieć z nimi z tyłu autobusu, w ostatnim rzędzie.
Poza tym całe nasze zmaganie pokazuje, że jeśli rodzic nie będzie walczyć o dziecko i jego prawa, to nikt za niego tego nie zrobi. Owszem, nie było to przyjemne i łatwe. Ale warto było! Moje dziecko jest szczęśliwe, doskonale się teraz rozwija i nadrabia stracone przez nieudolnych pseudonauczycieli lata.
Elżbieta Ślebzak
Jeśli masz ciekawą historię do opowiedzenia, skontaktuj się z naszą redakcją e-mailowo lub telefonicznie:
e-mail: This email address is being protected from spambots. You need JavaScript enabled to view it.
numer telefonu: 01670 33 65 44 (od poniedziałku do piątku od 9.00 do 17.00)