Będąc uczniem angielskiej High School codziennie mam okazję uczestniczyć w dość nietypowych, dziwacznych lub też czasami przezabawnych sytuacjach. Moi niesamowici nauczyciele oraz koledzy z ławki dostarczają mi rozrywki niemalże każdego dnia. Z nimi żadna lekcja nie jest nudna, a nawet najbardziej wymagające tematy stają się przyjemnością.
Pani D, moja nauczycielka biologii, jest chyba najbardziej barwną postacią szkoły. Jej pomysły na lekcje są często dość niekonwencjonalne, czasem wręcz szokujące. Pamiętam, jak pewnego dnia na lekcji omawialiśmy cukrzycę oraz sposoby jej wykrywania. Jednym z nich był test moczu z użyciem odpowiednich odczynników. Podczas gdy my, już i tak lekko obrzydzeni, gotowaliśmy mocz nieznanego pochodzenia, Pani D zaczęła opowiadać o Hipokratesie. Mówiła jak to on, aby wykryć u pacjenta chorobę, używał wszystkich swoich zmysłów. Aby upewnić się, że zapamiętaliśmy jej wypowiedz, włożyła palec do pojemnika z moczem, po czym go oblizała. Do dziś po szkole krążą opowiadania o Pani D poświęcającej się w imię nauki wśród uczniów nieświadomych, że ów „mocz” był jedynie wodą z cukrem i barwnikiem spożywczym.
Następną, interesującą postacią, często wywołującą w szkole chaos i zamęt, jest Pan W. Tak się niefortunnie składa, iż Pan W jest nauczycielem chemii. W związku z jego dość niechlujnym charakterem, w zdumienie wprowadza wszystkich fakt, że do tej pory nie wysadził budynku w powietrze. Pewnej pamiętnej lekcji prawie mu się to jednak udało. Było wtorkowe popołudnie, gdy niczego się nie spodziewając, jak zwykle zajęliśmy swoje miejsca w klasie. Pan W oświadczył, iż pokaże nam dzisiaj dość widowiskowy eksperyment, po czym wyjął z szafki pojemnik wypełniony kwasem azotowym. Wrzucił do niego miedzianą monetę lecz - ku naszemu rozczarowaniu - nic spektakularnego nie miało miejsca. Zaskoczony tym faktem Pan W dorzucił do pojemnika jeszcze parę monet. Gdy eksperyment nie przyniósł oczekiwanego wyniku, zdenerwowany nauczyciel dorzucił do pojemnika jeszcze jedną garść monet, po czym odstawił pojemnik na półkę i przeszedł do tematu lekcji. Po paru minutach, jeden z uczniów oświadczył, iż cała podłoga pokryta jest pomarańczowym dymem. Pan W obejrzał się za siebie i spostrzegł, jak z pojemnika z kwasem i monetami wydobywa się coraz więcej gęstego gazu. Natychmiast kazał nam porzucić wszystko i ewakuował nas z sali. Gdy na miejsce przybył technik, sala była po pas wypełniona pomarańczowym dymem. Technik wszedł do środka i pootwierał wszystkie okna. Z powrotem do klasy mogliśmy wejść dopiero po jakichś dwóch godzinach. Wtedy zauważyliśmy, że ściany oraz meble pracowni całe pokryte były pomarańczowymi zaciekami. Nie zazdrościliśmy komuś, kto miał to wszystko sprzątać. Jak się po jakimś czasie okazało, jedna moneta wystarczyła do przeprowadzenia tego eksperymetu lecz reakcja wymagała trochę więcej czasu, niż dawał jej Pan W. Pomarańczowy dym zaś okazał się dość toksyczny. Całe szczęście nikomu nic się nie stało.
Mimo pomyłek i wpadek moich nauczycieli, nadal mam do nich ogromny szacunek. Przez to, że zdarzają im się mniejsze lub większe wpadki, ich lekcje stają się o wiele ciekawsze i zapadają w pamięci większej ilości uczniów.
Ola