Chociaż mieszkam w Anglii już od ponad dwóch lat, to często zdumiewa mnie inne podejście moich angielskich kolegów i koleżanek do spraw takich jak religia, rodzina, zdrowie, dieta czy chociażby system wartości. Ostatnio, rozdrażniona słowami mojej koleżanki, rozpoczęłam w klasie debatę właśnie o systemach wartości.
Wszystko zaczęło się na jednej z naszych przerw lunchowych. Jak zwykle w szkolnej stołówce kupiłyśmy sobie z Sophie obiad i zasiadłyśmy do stołu. Jako, że jestem fanką wyścigów konnych, wyraziłam moje podekscytowanie nadchodzącymi wyścigami Grand National. Na to ona z oburzeniem odparła, że jest to okrutny sport i co roku usypiane jest mnóstwo koni tylko z tego powodu, że na przykład złamały nogę podczas wyścigu. Wtedy ja, zaskoczona jej reakcją, zaczęłam tłumaczyć, iż nawet jeśli te konie są usypiane, robi się to w dość humanitarny sposób, a przed śmiercią mają cudowne życie. Ponieważ dla właścicieli są kopalnią złota, dba się o nie jak o żadne inne zwierzęta. Sophie jednak to nie przekonywało. Nadal uparcie broniła swojego zdania:
– No dobrze, a co, jeśli to dziecko złamie nogę? Czy, co gorsza, urodzi się niepełnosprawne? Czy je też powinno się uspać, ponieważ nie jest w stanie wykonywać niektórych czynności? Taka sama zasada, nieprawdaż? Właśnie to zdanie doprowadziło mnie do złości, tak więc wytoczyłam własny argument: – Nie, właśnie nie taka sama zasada. Jak możesz porównywać zwierzęta do ludzi? A co masz do powiedzenia na temat tego kawałka mięsa na twoim talerzu? Przecież to też zwierzę. Mogę się założyć, iż miało o wiele cięższe i krótsze życie od koni z Grand National. Po wysłuchaniu mojego zdania, Sophie ucichła na chwilę, po czym zaczęłyśmy rozmowę na inny temat. Nie zamierzałam tego jednak tak zostawić, ponieważ w Wielkiej Brytanii wielokrotnie już spotkałam się z tym spaczonym systemem wartości, gdzie pieski, kotki i koniki ceni się bardziej niż ludzkie istnienia. Gdy nastał czas Tutor Period (godziny wychowawczej), postanowiłam na nowo poruszyć kontrowersyjny temat. Jako że w klasie mam mnóstwo miłośników psów i kotów, nie było mi łatwo przekonać ich do mojego punktu widzenia. – Jak to jest, że w dzisiejszych czasach coraz częściej spotykam się z ludźmi, którzy tak kochają zwierzęta, a nie potrafią mieć za grosz szacunku do siebie na wzajem? Wielokrotnie miałam do czynienia z sytuacjami, gdzie ludzie woleli przeznaczać swoje pieniądze na organizacje charytatywne wspierające schroniska dla psów, niż na te ratujące ludzkie życie. Na chwilę zapanowała wśród moich znajomych cisza. Muszę przyznać, iż obawiałam sie, że nikt nie będzie chciał ze mną dyskutować. Spodziewałam się tego po moich kolegach z klasy. Już traciłam wszelką nadzieję, gdy usłyszałam głos Alison: – Nie wiem jak inni, ale szczerze mówiąc, ja wolę mojego psa od większości ludzi. On mnie nigdy nie skrzywdził, nie kłamał, nie zranił mojego serca. Ludzie są chytrzy, okrutni, złośliwi. Dlatego uważam, że pies w większości sytuacji jest najlepszym przyjacielem. – Tak, dopóki cię nie pogryzie – wyraziła swoją opinię Emma. – Weź pod uwagę, że zwierzęta również czasem stają się okrutne. Musisz pamiętać, że wszyscy walczymy o przetrwanie, tylko stosujemy inne narzędzia. Zwierzęta zagryzają się na śmierć, my kłamiemy, czy też jesteśmy ślepi na potrzeby innych. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie postawa Emmy. Po jej słowach dyskusja rozgorzała na dobre. W ciągu tej godziny wielokrotnie słyszałam opinie, jak to każde życie, nie ważne czy ludzkie czy zwierzęce, powinno być traktowane z takim samym poszanowaniem. Gdyby jeszcze słowa te nie wypływały z ust wielbicieli pikantnych skrzydełek KFC, zdecydowanie zasługiwałyby na szacunek. Mimo, iż nie do końca udało mi się przekonać wszystkich, debata zmusiła niektórych do przemyśleń. Ola