Dziś mój synek ukończył naukę w drugiej klasie angielskiej szkoły. Zamiast świadectwa przyniósł jednak do domu dyplom za wysoką frekwencję. Dla każdego innego rodzica może byłby to drobiazg, dla mnie była to nagroda za kolejne zwycięstwo z angielskim systemem, tym razem z systemem opieki zdrowotnej – NHS-em.
Do tej pory co roku mieliśmy kłopoty z frekwencją szkolną Michałka. W reception wynosiła ona zaledwie 73%, a w zeszłym roku szkolnym – 85%. Nie chodzi jednak tylko o procenty na raporcie szkolnym. Bardziej chodzi o powód tych częstych nieobecności w szkole czyli o nieustanne choroby mojego dziecka.
To normalne
Zaczęły się one 2 miesiące po naszym przyjeździe do Anglii i od tego czasu regularnie, raz na miesiąc Michał zapadał na jakieś infekcje, które leczono tydzień lub dwa. Za każdym razem zgłaszałam lekarzowi swoje zaniepokojenie, że dziecko tak często choruje, chociaż odpowiednio o nie dbam, zdrowo karmiąc i ubierając właściwie. I za każdym razem słyszałam, że to normalne i że tak musi być, że dziecko ma prawo być chore 10-12 razy w ciągu roku.
Zwykle na początku lekarze zalecali paracetamol, ale taka kuracja okazywała się bezskuteczna i po tygodniu bez poprawy przepisywano Michałowi antybiotyk. Po jakimś czasie lekarze na tyle zmądrzeli, że dziecko od razu dostawało antybiotyk. Nikt jednak nie wnikał w dokładny powód tych częstych zachorowań.
To rodzinne
Szukaliśmy innych rozwiązań, wzmacniających odporność. Odkryliśmy echinaceę, która trochę pomogła, ale nie była to jakaś znaczna poprawa.
Prawdziwym przełomem w leczeniu Michałka były - paradoksalnie - kłopoty z gardłem mojego męża, który wreszcie, po kilku miesiącach chodzenia do GP i badaniach mikrolaryngologicznych został skierowany na konsultację laryngologiczną. Konsultant-laryngolog (Polak notabene) ze szpitala w North Tyneside skierował z kolei mojego męża na operację usunięcia migdałów. Przy okazji omówili symptomy naszego synka – ciągłe infekcje gardła, chrapanie w nocy, bezdechy. Laryngolog zasugerował, że również w przypadku Michała może być konieczne usunięcie migdałów.
Dostać skierowanie
Teraz trzeba było tylko uzyskać od GP skierowanie Michałka do laryngologa. Poszłam więc z dzieckiem do przychodni na umówioną wizytę, przedstawiłam historię chorób Michałka oraz relację z rozmowy męża z konsultantem-laryngologiem i grzecznie poprosiłam o skierowanie do tego specjalisty. Pani doktor odmówiła mi słowami – Gdybyśmy tak chcieli wysyłać każdego do specjalisty, kto chce, to NHS by zbankrutował.Oczywiście byłam przygotowana na odmowę, dlatego też od razu „rzuciłam” pani doktor argument: - A kto mi zagwarantuje, że mojemu dziecku się nie przytrafi najgorsze? Przecież takie bezdechy mogą doprowadzić do śmierci! Pani doktor była nieugięta. Nie pozostało mi więc nic innego, jak podziękować za rozmowę i pożegnać się.
W drodze do domu zastanawiałam się, co teraz robić. Czy porozmawiać z pediatrą zajmującym się Michałem z powodu podejrzenia o autyzm, czy może załatwiać jakieś badania w Polsce?
Co pani tylko chce
Nie minęło jednak pół godziny i ktoś dzwoni na mój telefon. Jakież było moje zaskoczenie, gdy w słuchawce usłyszałam głos pani doktor. W zdumienie wprawiły mnie jej słowa: - Przemyślałam wszystko i doszłam do wniosku, że skierują panią z dzieckiem, gdzie tylko pani chce. Proszę mi tylko podać nazwisko konsultanta i nazwę szpitala.
Zagadką jest dla mnie, co panią doktor skłoniło do takiej zmiany stanowiska. Czy doczytała, do czego mogą prowadzić bezdechy? Czy wystraszyła się, że wytoczę jej sprawę o błąd w sztuce lekarskiej? Czy może opinia o mnie jako nieugiętym rodzicu zdążyła już się tak rozprzestrzenić w naszej miejscowości po moich wcześniejszych walkach z dyrektorem szkoły? Tego się pewnie nigdy nie dowiem, ale nie to jest najważniejsze.
Zdrowie
Najważniejsze jest to, że Michał wreszcie został skierowany do laryngologa, który od razu podjął decyzję o operacyjnym usunięciu migdałów. Mój synek był operowany we Freeman Hospital 30 grudnia 2010 roku i od tego razu NIE CHORUJE. Raz, w grudniu zeszłego roku był podziębiony – miał katar i podwyższoną temperaturę, ale tylko przez dwa dni. Na koniec wiosennego trymestru dostał nawet dyplom za 100-procentową frekwencję, a dziś dyplom za prawie idealną frekwencję w ciągu całego roku szkolnego 98%.
Ten dzisiejszy dyplom przypomniał mi pięcioletnie zmagania z chorobami Michałka i przeprawę z panią doktor, która chciała oszczędzać kosztem zdrowia mojego dziecka.
Elżbieta Ślebzak
O Michałku i jego mamie przeczytaj także:
Chcieli wyrzucić moje dziecko ze szkoły