Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić – slogan ten z pozoru sprawdza się w każdej dziedzinie. A jednak istnieje sfera, do której zdecydowanie bardziej pasuje jego odwrotność. Jak sprawić, by partner poznał nasze oczekiwania? Jak uświadomić mu, co sprawia nam największą satysfakcję? Jak wytłumaczyć chwilową niechęć do zbliżeń? Łatwiej zrobić, zdecydowanie trudniej o tym mówić…
Różnice – nie udawaj, że ich nie ma
Do wzmocnienia bliskości emocjonalnej w związku dążą zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Obydwoje w nieco inny sposób. Panowie za klucz uznają wspólną aktywność, panie z kolei - rozmowę. A więc rozmawiamy - o pracy, o znajomych, o kredycie, o mieszkaniu… Niestety - w kwestii szeroko pojętej intymności zbyt często milczymy. Zachowując swoje odczucia, problemy czy niezadowolenie dla samych siebie sprawiamy, że potęguje w nas frustracja. Czujemy, że czegoś nam brakuje, ale nie mówimy o tym partnerowi. Z badania „Test Jakości Życia Seksualnego”, przeprowadzonego przez portal Onet.pl, w którym wzięło udział ponad 130 tys. internautów wynika, że jedynie 40 proc. z nas mówi partnerom otwarcie o swoich oczekiwaniach w sferze seksu.
Tymczasem nasi mężczyźni, nauczeni doświadczeniem, że partnerka o swoich problemach i potrzebach opowiada, traktują brak sygnału w tej w dziedzinie jako – brak kłopotów. Skoro się nie skarży – wszystko jest ok. A skoro dla niej jest ok – trochę głupio, że mi coś nie pasuje. Traktowanie seksu jako tematu tabu sprawia, że panowie także omijają rozmowy dotyczące tej kwestii szerokim łukiem. Bo skoro jej jest dobrze, to ja się dostosuję; Bo to jej potrzeby są najważniejsze; Bo wszystko jest kwestią przyzwyczajenia - powody bywają szlachetne. Skutki – opłakane.
Jak zauważają twórcy kampanii „Kobiecość niejedno ma imię”, która powstała, by podnieść świadomość kobiet na temat własnej sfery intymnej oraz promować odważne mówienie o niej - jednym z powodów milczenia może być brak odpowiedniego słownictwa na określenie intymnych okolic ciała. Z badania „Test Jakości Życia Seksualnego” wynika, że aż 90 proc. respondentek miewa fantazje erotyczne, ale realizuje je – jedynie 10 proc. I vice versa - tylko co drugi mężczyzna otwarcie mówi partnerce o tym, czego od niej oczekuje. Błąd…
Brak sygnału – brak kłopotów?
Tylko jak tu mówić o problemach w kwestii, która przecież nie istnieje? Przynajmniej językowo. Brak rozmowy rodzi problemy - jest źródłem kompleksów. Tylko 60 proc. z nas deklaruje, że może bez skrępowania rozebrać się przed partnerem, a co trzeciej - nie sprawia to żadnej przyjemności. Dlaczego? Z opisywanego badania wynika, że mniej niż 1/4 kobiet w pełni akceptuje wygląd swojego ciała. A skoro nie podoba nam się to, co na zewnątrz, także to, co mamy "tam na dole, no wiecie gdzie"(przecież o tym się nie mówi wprost), wydaje nam się brzydkie i nieatrakcyjne. I choć kompleksów tych niezwykle łatwo się pozbyć – w szczerej rozmowie z partnerem - my jednak nadal uparcie milczymy.
Słowa, jakie proponuje język polski są dla nas zbyt medyczne, wulgarne albo zbyt infantylne. – Seksualne przekazy bombardują nas ze wszystkich niemalże stron. Kiedy jednak przychodzi do rozmowy ze znajomymi czy nawet z partnerem – nie umiemy rozmawiać otwarcie. A przecież, by móc jasno wyrażać nasze obawy i problemy, musimy nauczyć się je nazywać. Zwracamy uwagę, że niewiedza i wstyd nazywania części intymnych przyczyniają się do zaniedbań w nie tylko w rozmowach na temat naszej seksualności, ale przede wszystkim w dziedzinie zdrowia intymnego. Kobiety, które mają pozytywny stosunek do swoich narządów płciowych częściej przeżywają orgazmy i chętniej angażują się w działania promujące zdrowie seksualne - np. poddają się regularnym badaniom ginekologicznym – tłumaczą twórcy kampanii „Kobiecość niejedno ma imię”.
Jak się okazuje, kłopoty w tej dziedzinie nie ograniczają się jedynie do braku satysfakcji. Problemem może być niepojący wygląd okolic intymnych, „inny” zapach, różnego rodzaju dolegliwości. Jako że infekcje miejsc intymnych to powód do czasowego zaprzestania stosunków seksualnych, odsuwamy się więc od partnera i celowo oziębiamy wzajemne relacje, zniechęcając go do współżycia. Wyjście racjonalne – zastępuje rozmowę. Pominiemy problem, pominiemy partnera, a gdy wszystko się poprawi – zaprosimy do sypialni. Równie racjonalne jest jednak to, że zamrożone relacje trudno potem ocieplić. A chłód, jaki zapanuje w okolicach łóżka, skutecznie utrudni zbagatelizowanie sprawy i udawanie, że „nic się nie stało”. Czy więc naprawdę warto milczeć?
Przenieś intymność poza sypialnię!
Dopasowanie seksualne to jeden z ważniejszych aspektów związku, gdyż jakość relacji intymnych wpływa wydatnie na inne dziedziny naszego życia. Kiedy brakuje harmonii w tym obszarze, porozumienie w innych kwestiach także staje się trudniejsze. Ponadto, intymne rozmowy zbliżają. Pozwalają partnerom lepiej się poznać i zrozumieć. To, że my same znamy własne oczekiwania i pragnienia, nie oznacza przecież, że także nasz partner ma ich świadomość.
Dopiero w momencie, kiedy intymność opuszcza szczelne ściany sypialni możemy powiedzieć, że nasz związek biegnie właściwym torem. I nie chodzi tutaj wcale o przeniesienie współżycia do innych pomieszczeń (wszystko zależy od indywidualnych upodobań, ale tę kwestię zostawmy dla siebie). Przenieść poza sypialnię powinniśmy przede wszystkim rozmowę. W momencie, kiedy pojawia się problem, nie warto bowiem czekać na sprzyjającą sytuację. Trzeba o nim powiedzieć od razu, bez względu na to, czy jesteśmy w kuchni, w ogrodzie czy na wakacjach.
Kiedy w związku brakuje szczerej rozmowy – na wszystkie bez wyjątku tematy – pozostałe czynniki tracą zupełnie na wartości. Spontaniczność i brak skrępowania w sypialni nie gwarantuje braku zmieszania w rozmowie, ale ten drugi z pewnością zaprowadzi do pierwszego – dodają twórcy kampanii „Kobiecość niejedno ma imię” (www.kobiecosc.info).
Być może właśnie ten walentynkowy wieczór to najlepsza okazja, by rozpocząć rozmowę o intymności?