Brytyjski poseł narzekał ostatnio, że zatrzymując się w hotelach na terenie Zjednoczonego Królestwa nie widzi na recepcji Brytyjczyków. Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest prosta – Brytyjczyków nie interesuje praca za wynagrodzenie minimalne i to jeszcze po kilkutygodniowym przeszkoleniu.
Takie właśnie są realia pracy w tym zawodzie. Początkowa pensja recepcjonisty/recepcjonistki hotelowej to około 11 tysięcy funtów rocznie. Kolejnym minusem zawodu są „antyspołecznego” zmiany, przeszkadzające w utrzymaniu związków nie tylko z najbliższymi, ale również ze znajomymi.
Co prawda doświadczona recepcjonistka może zarobić około 13 tysięcy funtów, ale jak to się ma do kosztów utrzymania w takiej metropolii jak Londyn.. Często z pracą tą wiąże się też „lojalka” – przeszkolenie w Travelodge przykładowo nakłada na pracownika obowiązek przepracowania dla firmy dwóch lat.
Brytyjski poseł – Chris Bryant nie powinien się więc dziwić, że zamiast Brytyjczyków w recepcjach hotelowych witają go Litwinii, Estończycy czy Polacy. Nie chodzi tu o zabieranie miejsc pracy rodowitym Brytyjczykom, ale o zapełnianie luki, której Brytyjczycy nie mają najmniejszej ochoty zapełnić.
Narzekania posła są tak samo uzasadnione jak pretencje pewnego pijanego klienta punktu z kebami, który z krzykiem wypominał pracownikomi owego kebab-shopu, że zabiera pracę Brytyjczykom. Sam jednak nie ma najmniejszej ochoty pracować o pierwszej w nocy z soboty na niedzielę przy frytkownicy. Przecież wiemy doskonale, że o tej porze Brytyjczyk musi się bawić, a pracować musi ktoś inny.
franky